niedziela, 17 lutego 2013

Wariacje na temat miłości u Sparksa, czyli „List w butelce"!



Kiedy na okładce książki widnieje pytanie „Czy można się zakochać po utracie prawdziwej miłości?” odpowiedź nasuwa się sama… Tak, oczywiście! Właśnie dlatego napisano tę książkę!

Nicholas Sparks, autor „Listu w butelce” próbuje nam udowodnić w swojej powieści, że żadna miłość nie jest tą ostatnią. Scenariusz zdarzeń jest dość prosty i mało oryginalny. Młoda kobieta odnajduje na plaży butelkę, w której znajduje się list. Nie łudźmy się – niespodzianek nie będzie. Odnaleziona korespondencja to list miłosny. Zaskoczeniem nie jest również to, że adresatem nie jest główna bohaterka powieści, Teresa.

wtorek, 5 lutego 2013

O wojnie z perspektywy Śmierci, czyli o tym jak Liesel pokochała słowa!

To nie jest skomplikowana historia, a w niej: niemiecka rodzina, II wojna światowa, mała dziewczynka, dużo zła, wszechobecny i wszechwiedzący Śmierć. Smutne, prawda? Jednak, gdy dodamy do tego: akordeonistę, żydowskiego boksera, wulgarną kobietę z chochlą w dłoni i rudego, zakochanego chłopca, wychodzi z tego całkiem sympatyczna opowieść o tym, jak Markus Zusak odkrywa przed czytelnikiem siłę słów oraz łączy tragizm z komizmem.

"Złodziejkę książek" spotkałam trzy razy. Nasza pierwsza konfrontacja miała miejsce w Internecie, gdzie próbowałam odnaleźć wartościową literaturę. Zachęcona pozytywnymi ocenami i komentarzami, postanowiłam, że z chęcią ją przeczytam. Następnie zetknęłam się z nią u mojej znajomej, u której książka stała na półce. Zaintrygowała mnie jej piękna i prosta okładka, gabaryty oraz rekomendacja koleżanki, która stanowczym głosem stwierdziła „to najlepsza książka jaką czytałam!”. Trzecie spotkanie ze "Złodziejką" miało miejsce w bibliotece. Sympatyczna pani bibliotekarka wręczyła mi to tomisko, a ja porwałam "Złodziejkę książek" do domu. W końcu trafiła w moje ręce i mogłyśmy się lepiej poznać! Chociaż na początku bacznie się jej przyglądałam… Wielka księga, okładka, której grafikę można interpretować na różne sposoby, rekomendacje z tyłu, choć zachęcające do lektury, nie zdradzały zbyt wiele. Zaciekawiona ostatecznie wzięłam sprawy (tzn. książkę) w swoje ręce. Od tamtej chwili nie mogłam i nie chciałam wypuścić jej z rąk. Delektowałam się słowami, odnajdywałam nowe i te starsze wartości, płakałam i śmiałam się razem ze "Złodziejką". Dowiadywałam się na każdym kroku, że słowa mają wielką wartość. Ale po kolei…