poniedziałek, 10 lutego 2014

"Szukając Alaski", "Spadochron" i inne ciekawe pozycje!

Początek 2014 mija niezwykle szybko. Kolejny rok to kolejne wyzwania – także te czytelnicze, muzyczne i filmowe. Znów wracam do recenzowania sztuki, z którą się stykam. Nazbierało się ostatnio „kilka” pozycji, o których jeszcze tutaj nie wspomniałam. Gdy zakładałam tego bloga marzyło mi się, żeby omówić wszystko, co uda mi się zobaczyć. Oczywiście, gdybym miała opisać koncerty, wystawy i inne tego typu eventy, pewnie nie dałabym rady. Za to są filmy, książki, seriale, płyty! W tym wpisie wspomnę o „Szukając Alaski”, „I wciąż ją kocham”, „Czas na miłość”, „Całkiem zabawna historia”, „Elfen Lied” i „Spadochronie”. Zapraszam!


Zabawne jest to, że bliscy mi ludzie potrafią mi wręcz wcisnąć do łapki książkę, na którą nie mam czasu (bo na półce stoi szereg moich własnych do przeczytania) , a ja mimo wcześniejszych protestów i tak ją przygarniam do siebie i pochłaniam, pożeram w całości, jak zagłodzony słownie czytelnik. Tak było z Szukając Alaski Johna Greena. Dziękuję M. za to, że pożyczyła mi tę książkę, to jedna z najlepszych jakie ostatnio czytałam! Styl Greena jest przejrzysty, a słowa są zgrabne i łatwo przyswajalne. Historia ukazana w książce wydaje się banalna. Główny bohater w nowej szkole, nowej miejscowości, wśród nowych ludzi. Jednak tytułowa Alaska odmieni jego życie i postrzegania świata. Po przeczytaniu książki pomyślałam sobie, że chciałabym przed śmiercią powiedzieć coś mądrego, wartego zapamiętania…










I wciąż ją kocham Nicholasa Sparksa. Nie będę się rozpisywać na temat autora. Jest obecnie dość popularny. Wcześniej poznałam List w butelce jego pióra i nie byłam zachwycona. I wciąż ją kocham widziałam najpierw wersji filmowej, wiele razy… Taki mój płaczliwy film, przyznaję się bez bicia! Byłam ciekawa książki i szczerze muszę przyznać, że bardziej przekonał mnie film. Historia o romansie żołnierza i studentki przedstawiono wzbogacone o więcej emocji w ekranizacji powieści. Cóż, bywa i tak…


To film, na który czekałam jakiś czas! Dla mnie, zakochanej w To właśnie miłość, było obowiązkiem obejrzenie Czasu na miłość w reżyserii Richarda Curtisa. Oczywiście się nie rozczarowałam! Wrażliwość twórców filmu całkowicie do mnie trafia. Nie czuję, żeby coś mi wpychany do głowy na siłę, jakieś refleksje, czy emocje… Czas na miłość to film naturalny. Nie jest to burzliwa historia ale wnosi dużo do serca widza. Chętnie obejrzę znowu!












Całkiem zabawna historia w reżyserii Ryana Flecka i Anny Bodenmimo tytułu nie rozbawiła mnie do łez. Ale nie taki był cel tego filmu. Opowieść o chłopcu, który spędza jakiś czas w szpitalu psychiatrycznym to dość ciekawy temat. Ukazany został przewrotnie, jednak znajdę także w tym filmie odrobinę refleksji. Zach Galifianakis jak zwykle bezbłędny!


Nigdy nie oglądałam anime, przyznaję się bez bicia! Aż do tego roku, gdy sięgnęłam po Elfen Lied w reżyserii Mamoru Kanbe, po rekomendacji Ani z Aniamaluje. Musiał być ten pierwszy raz i nie żałuję, że akurat ta pozycja wpadła mi w oczy. Bohaterowie są bardzo złożonymi istotami, historia jest wielowymiarowa, poruszone są różne problemy ludzkiej egzystencji, w sposób dość bajkowy, ale w końcu to anime!






Na deser – smaczek! Mela Koteluk i jej Spadochron podbił moje serce. Koleżanka z roku (pozdrawiam A.!) nuciła i śpiewała jakiś czas tytułowy kawałek z tego krążka. Musiałam sama sprawdzić o co tyle szumu! (Tak, słyszałam o Fryderykach). Muzyka Koteluk zdecydowanie wpadła mi w ucho. Dlaczego drzewa nic nie mówiąSpadochron oraz Melodia Ulotna to moje ulubione utwory z tej płyty. Czekam na kolejną!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz