wtorek, 5 lutego 2013

O wojnie z perspektywy Śmierci, czyli o tym jak Liesel pokochała słowa!

To nie jest skomplikowana historia, a w niej: niemiecka rodzina, II wojna światowa, mała dziewczynka, dużo zła, wszechobecny i wszechwiedzący Śmierć. Smutne, prawda? Jednak, gdy dodamy do tego: akordeonistę, żydowskiego boksera, wulgarną kobietę z chochlą w dłoni i rudego, zakochanego chłopca, wychodzi z tego całkiem sympatyczna opowieść o tym, jak Markus Zusak odkrywa przed czytelnikiem siłę słów oraz łączy tragizm z komizmem.

"Złodziejkę książek" spotkałam trzy razy. Nasza pierwsza konfrontacja miała miejsce w Internecie, gdzie próbowałam odnaleźć wartościową literaturę. Zachęcona pozytywnymi ocenami i komentarzami, postanowiłam, że z chęcią ją przeczytam. Następnie zetknęłam się z nią u mojej znajomej, u której książka stała na półce. Zaintrygowała mnie jej piękna i prosta okładka, gabaryty oraz rekomendacja koleżanki, która stanowczym głosem stwierdziła „to najlepsza książka jaką czytałam!”. Trzecie spotkanie ze "Złodziejką" miało miejsce w bibliotece. Sympatyczna pani bibliotekarka wręczyła mi to tomisko, a ja porwałam "Złodziejkę książek" do domu. W końcu trafiła w moje ręce i mogłyśmy się lepiej poznać! Chociaż na początku bacznie się jej przyglądałam… Wielka księga, okładka, której grafikę można interpretować na różne sposoby, rekomendacje z tyłu, choć zachęcające do lektury, nie zdradzały zbyt wiele. Zaciekawiona ostatecznie wzięłam sprawy (tzn. książkę) w swoje ręce. Od tamtej chwili nie mogłam i nie chciałam wypuścić jej z rąk. Delektowałam się słowami, odnajdywałam nowe i te starsze wartości, płakałam i śmiałam się razem ze "Złodziejką". Dowiadywałam się na każdym kroku, że słowa mają wielką wartość. Ale po kolei…






Śmierć i barwy 
Na pierwszych stronach książki dowiadujemy się od Narratora o tym, że mamy do czynienie z historią, która nie jest skomplikowana. Albowiem „składa się z: dziewczynki, pewnej liczby słów, akordeonisty, niemieckich fanatyków, żydowskiego boksera, licznych kradzieży”. Proste, aczkolwiek zagadkowe wprowadzenie do tematu – kolejny raz "Złodziejka książek" zaintrygowała mnie, chociaż był to początek naszej znajomości. I Narrator. Nie przedstawił się z imienia, lecz każdy Go zna, wie Kim jest, słyszał o Nim, a nawet niekiedy widział, choć z pewnością nie wspomina dobrze tego spotkania. Od wszechwiedzącego i wszechobecnego Narratora dowiadujemy się o tym co dzieje się w nazistowskich Niemczech, to On zapoznaje nas z historią dziewczynki. Historii, która momentami zabrzmi jak bajka, jednak Narrator nie jeden raz zburzy to wrażenie. W końcu akcja dzieje się w czasie II Wojny Światowej, której daleko było od baśniowych krajobrazów. Mimo to nie można zaprzeczyć – losy Liesel, o której mowa, mają wiele odcieni. Narrator wyróżnił kolory, które występują w książce, a są to: biel, czerwień, czerń. Nie są to przypadkowe barwy, lecz barwy II Wojny Światowej. „To tylko jedna z wielu historii, a każda jest wyjątkowa i niezwykła. Każda jest świadectwem wysiłku – ogromnego wysiłku – by udowodnić mi, że wy i wasza ludzka egzystencja macie wartość. Oto historia. Jedna z wielu. Złodziejka Książek”, tak Narrator rozpoczyna nietuzinkową relację z zaskakującej czytelnika perspektywy – wszędobylskiego Świadka tragicznych zdarzeń Wojny.


Liesel 
Tą jedną z wielu historii są losy Liesel Meminger, którą Śmierć spotkał trzy razy. Główną bohaterkę poznajemy w trudnym momencie jej życia – podróży do rodziny zastępczej. Oddana przez matkę do adopcji, niespełna dziesięcioletnia dziewczynka, której krótko przed wybuchem II Wojny Światowej dosłownie zawalił się świat, musi ułożyć sobie życie na nowo wśród obcej rodziny. Liesel trafia do niemieckiego miasteczka Molching, do domu Hansa i Rosy Hubermann , mieszczącego się przy ulicy Himmelstrasse („Ktokolwiek nazwał tę ulicę Niebiańską musiał mieć spory zmysł ironii”, dodaje Narrator). Mimo traumatycznych przeżyć Liesel odnajduje się w nowej sytuacji, w domu machającej chochlą, wulgarnej Rosy i beztroskiego palacza i malarza pokojowego, Hansa. Hans, czyli Papa to jedna z najważniejszych osób w nowym życiu dziewczynki. To on pomaga jej przezwyciężyć nocne koszmary, szkoli w skręcaniu papierosów, a co najważniejsze (choć sam dobrze nie potrafi), uczy Liesel czytać i pisać. To ważny moment książki – początek miłości do słów. Nie zdradzę Wam jaka książka była pierwszym elementarzem Liesel, jednak dodam, że na pewno nie typowa literatura dla małych dziewczynek. Książka, o której mowa nie była również nabyta w sposób legalny. W związku z zaczerpniętymi umiejętnościami i chęcią rozwoju, Liesel postanowiła kontynuować tradycję, jakim sposobem zdobyła swoją pierwszą lekturę. Bohaterka to złodziejka książek. Jednak nie jest to typ osoby, którą potępimy. W jej postępowaniu odnajdziemy szlachetność. Liesel ma swoje zasady, nie jest zwykłą złodziejką. Kradnie słowa, a z czasem zdaje sobie sprawę jak wielką moc mają – zarówno niszczycielską, jak i budującą przyjaźń. Niemiecką dziewczynka znajduje ją u żydowskiego młodzieńca, Maxa, który udowodnia jej, że "Mein Kampf" Hitlera, przy dobrej interpretacji, dodaje siły.


Słowa 
"Złodziejka Książek" Markusa Zusaka to lektura, obok której nie da się przejść obojętnie (nie tylko ze względu na około pięćset kartek w potężnej oprawie). Australijski pisarz, który wydał powieść o II Wojnie Światowej w roku 2006, zadziwia. Zarówno zaskakuje czarnym humorem, jak i stylem, który można nazwać i przystępnym, i przewrotnym. Ogromną zaletą książki jest długość zdań i rozdziałów. Proste i konkretne treści sprawiają, że ciężko się oderwać od lektury i zrezygnować z przeczytania kolejnej części książki. A uwierzcie mi, wciąga nie tylko ze względu na małą ilość zdań w rozdziałach. Oprócz słów w Złodziejce książek znajdziemy również ilustracje Trudy White. Opowiadania Żyda – Maxa Vandenburga, "Zbędny człowiek" i "Strząsaczka słów", to połączenie rysunków i słów, które robią wrażenie. „Był sobie raz dziwny mały człowieczek, który podjął trzy ważne życiowe decyzje:1.Zrobił sobie przedziałek po innej stronie niż wszyscy.2.Zapuścił mały kanciasty wąsik. 3.Postanowił, że zdobędzie władzę nad światem.” Wiecie o kogo chodzi? "Złodziejka książek" to wyjątkowa lektura. Przepełniona humorem, jak i pełna cynicznych komentarzy, które ranią szczerością, powieść daje nam wgląd w Wojnę z zupełnie innej perspektywy. W książce odkryjemy potęgę miłości, przyjaźni, Śmierci, a przede wszystkim – siłę słów. Razem z Liesel będziemy uczyli się ich na nowo. Myślę, że "Złodziejka książek" to lektura dla każdego. Liesel kradnie nie tylko słowa, ale także serca („Nawet śmierć ma serce.”, dodaje Narrator). Moje już ukradła i jeszcze nie raz oddam je bohaterce na dłoni. A Ty, drogi Czytelniku, zdecydujesz się poczuć siłę słów? Serdecznie polecam!





Ktoś z Was poznał już Liesel?
Jak wrażenia po przeczytaniu książki?



6 komentarzy:

  1. Uwielbiam literaturę (między)wojenną, dlatego mam chrapkę na tę książkę, do której zachęcają mnie same pozytywne recenzje na jej temat. Wstyd mi, że jeszcze jej nie czytałam, ale nadrobię to. Obiecuję! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, że już sama okładka jest niezwykła.
    Bardzo, bardzo chciałabym ją przeczytać, bo słyszałam o niej dużo dobrego, mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję się z nią zapoznać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto uchwycić taką okazję, bo książka jest warta przeczytania! :)

      Usuń
  3. Całkiem niedawno miałam przyjemność czytać tą książkę. Prostota formy i głęboki przekaz sprawiły,że nie mogłam się od niej oderwać. Świetnie, że podzieliłaś się opinią na jej temat na blogu,więcej osób będzie mogło o niej usłyszeć. ;)

    OdpowiedzUsuń